W badaniach uczestniczyliśmy latem zeszłego roku.
W bieżącym roku również tam zagościmy.
Żelazo i złoto w świętym jeziorze
Krzysztof Kowalski 19-04-2011, ostatnia aktualizacja 19-04-2011 23:50
1500 lat temu wojownicy wrzucali broń i luksusowe importowane przedmioty do mazurskiego jeziora
źródło: Archiwum
źródło: Rzeczpospolita
źródło: Archiwum
Srebrne okucia inkrustowane złotem z rybą, lwem i wzorem geometrycznym świadczą o wpływach z Bizancjum
+zobacz więcej
Jest to pierwsze tego rodzaju znalezisko na terenach zamieszkiwanych w starożytności przez ludy bałtyjskie.
Odkrycia dokonano w dawnej zatoce jeziora Nidajno wyschniętej po melioracjach przeprowadzonych w XIX wieku.
To wyjątkowe stanowisko znajduje się na terenie wsi Czaszkowo w gminie Piecki. Wykopaliskami kierują dr Tomasz Nowakiewicz z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego i Aleksandra Rzeszotarska-Nowakiewicz z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. Logistycznego wsparcia udziela Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, a finansowego miasto Mrągowo, gmina Piecki i firma Invest Warmia-Mazury sp. z o.o.
Podwodna świątynia
– Historię z Czaszkowem rozpoczęło znalezisko kilku okuć. Znalazca przekazał je do muzeum. Dzięki informacjom uzyskanym od lokalnych poszukiwaczy trafiliśmy na właściwe miejsce. Współpraca z poszukiwaczami przyniosła korzyści naukowe. W badaniach w Czaszkowie byli oni wręcz niezbędni ze względu na charakter stanowiska – konieczne było prowadzenie poszukiwań z wykrywaczami metalu i zakładanie sondażowych wykopów we wskazanych miejscach – wyjaśnia dr Tomasz Nowakiewicz.
Stanowisko w Czaszkowie nie było cmentarzyskiem ani polem bitwy. Gdy dobiegała kresu starożytność i rozpoczynał się okres wędrówek ludów – od IV do VI wieku – rozciągało się tam jezioro. Miejscowej ludności, plemionom Galindów (wymienia je już w II wieku grecki historyk i geograf Ptolemeusz z Aleksandrii), służyło jako miejsce dziwnych rytuałów, z jakimi archeolodzy w tej części Europy jeszcze się nie zetknęli.
Z osadów, które tworzyły się na dnie ówczesnego jeziora, badacze wydobyli dotychczas ponad 100 przedmiotów. Doktor Nowakiewicz określa je jako „zdumiewające i niespotykane". W większości są to militaria, wśród nich przeważają groty włóczni, w większości zniszczone, niektóre celowo. Do jeziora wrzucano też masywne noże bojowe, łamane miecze. W wodzie znalazły się też fragmenty kolczug z nitowanych małych (5 mm) ogniw, w których jedno kółko łączono z czterema innymi. Pochwy mieczy i drzewce włóczni wykonywano z dębiny.
W czasie konserwacji zabytków w Centralnym Laboratorium Instytutu Archeologii i Etnologii PAN odkryto nity w tulejach grotów, brązowe i srebrne inkrustacje na grotach włóczni. Uzyskano dowody skuwania warstw żelaza o różnym stopniu twardości, a nawet używania stali damascenizowanej. Było to uzbrojenie luksusowe i importowane.
Archeolodzy znaleźli też kilka zestawów składających się z miecza, grota i noża. Być może jest to ślad wrzucania do jeziora kompletów osobistego wyposażenia bojowego.
Brakujące ogniwo
Na dno szły także ozdoby srebrno-złote ze śladami przepalenia. Prawdopodobnie należały do zmarłego spopielonego na stosie, a później zatapiano je rytualnie. Wykonane były z najczystszego kruszcu, jaki był możliwy do uzyskania w ramach ówcześnie dostępnej technologii. Sposób ich wykonania, stylistyka, użycie czarnej emalii wskazują, że pochodzą z terenu Bizancjum.
Archeolodzy jeszcze nie określili precyzyjnie wieku stanowiska, umieszczają je między późnym okresem wpływów rzymskich a okresem wędrówek ludów. Nie wiedzą, przez jak długi okres wrzucano do jeziora broń i ozdoby: jednego pokolenie, kilku pokoleń, a może było to wydarzenie jednorazowe i odosobnione? Czy na tym polegał rytuał pogrzebowy Galindów? Archeolodzy znają ich bogato wyposażone cmentarzyska, i to w bliskiej okolicy, ale broni na nich nie znaleźli.
– Wrzucanie broni i drogocennych przedmiotów do jeziora nie musiało się wiązać z obrzędem pogrzebowym. Na Jutlandii do jezior wrzucano tego rodzaju przedmioty będące łupami wojennymi. Tam traktowano je jako ofiarę dla bogów w podzięce za odniesione zwycięstwa. Do wód stojących, czyli tak jak w Czaszkowie, wrzucano wyposażenie pokonanych wrogów, w tym przedmioty niezwykle kosztowne, wyznacznik prestiżu. Obyczajowość germańska nie tłumaczy zachowań Bałtów, jednak nie można wykluczyć istnienia czegoś w rodzaju importu idei – mówi Aleksandra Rzeszotarska-Nowakiewicz.
Masz pytanie, wyślij e-mail do autora
k.kowalski@rp.plRzeczpospolita