tiimi napisał(a):
To i ja dodam coś od siebie.
W życiu nasłuchałem się wiele, ale tak naprawdę osobiście spotkały mnie 2 sytuacje. Pierwsza jak miałem 10 lat, zima 21 stycznia dzień babci ja miałem bardzo ciężką operację oka, gdzie okuliści w Katowicach w klinice dawali baaardzo małe szanse powodzenia( w Warszawie chcieli mi wstawić sztuczne oko), operacja się udała, lekarze w szoku, w tym samym czasie w Sulechowie tam gdzie mieszkałem na co dzień w mieszkaniu na 2 piętrze Ojciec był z siostrą i nagle we wszystkich drzwiach, a dokładniej 5 poszły szyby. Ojciec wiedział, że coś złego się stało od razu telefon do mamy do Katowic, ona od razu poleciała się dowiadywać co ze mną i nagle telefon z Żar że zmarła Babcia, której byłem pupilkiem i która przeze mnie po części zmarła, bo była sparaliżowana po tym jak Pies mało nie odgryzł mi prawego oka jak byłem u niej na feriach mając 3 lata. Ale o mnie na końcu.
Kolejna sytuacja miałem 25 lat przeprowadziłem się z powrotem do rodziców do wynajmowanego domu, gdzie sobie wziąłem największy pokój na strychu. Pewnej nocy ocknąłem się po godzinie snu, było lato i jeszcze jasno, wcześnie poszedłem spać. Zrobiło mi się bardzo zimno, czułem niesamowity chłód mimo że noc była bardzo gorąca. Czułem jak ktoś jest obok mnie i jakby mnie dotykał po twarzy, zacząłem się modlić i nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Na drugi dzień przeniosłem się do pokoju na parterze i zacząłem się dopytywać na wiosce co i jak o ten dom i się okazało, że na poddaszu powiesił się facet który tam mieszkał.
Nigdy wcześniej ani później nie miałem takiej sytuacji.
A teraz o mnie, jestem chyba bardzo rzadko spotykanym typem pechowca, mam dużą skłonność do nieświadomych samookaleczeń i wypadków. Oto kilka przykładów:
3 latka - Byłem u Babci na feriach, napity chrzestny zabrał mnie do znajomego, gdzie pogryzł mnie jego pies, mało nie odgryzł mi prawego oka, chrzestny spanikował i chciał mnie zabrać do szpitala, ale mieliśmy wypadek, "na szczęście" tylko otarliśmy się o duże drzewo, po tym Babcia dostała wylewu. Chrzestny już nie żyje, nie przeżył 4 zawału.
3 latka - Topiłem się w Bałtyku, ludzie widzieli że topi się dziecko i nikt nie poleciał, moi rodzice się zagapili i jak ojciec usłyszał że jakieś dziecko się topi to poleciał od razu jako jedyny i dopiero jak mnie wyciągnął skapnął się że to ja.
5 lat - Wojsko ścięło drzewo koło bloku, wszystkie dzieciaki po nim biegały, a tylko ja się pośliznąłem i nadziałem udem na korzeń, tak że mięso wyszło na wierzch.
8 lat - Byliśmy u znajomych, nudziłem się wziąłem nóż wszedłem na taką starą jabłoń i zacząłem ciąć linkę do prania i spadłem, nóż wbił mi się w lewe oko, nie wiem czy można powiedzieć że to szczęście że tylko w oko.
14 lat - Pakowałem na samochód u dziadka worki z ziemniakami dosyć ciężkie. W nocy strasznie bolał mnie brzuch, rodzice mi dali tabletki, ale był coraz mocniejszy o 2 ojciec zawiózł mnie na pogotowie, wyrostek - lekarz powiedział że nie dożyłbym rana, gdyby mnie nie przywiózł.
15 lat - Pływałem po stawku, nagły skurcz na środku i zacząłem się topić. Do dzisiaj nie wiem skąd się wziął tam facet, który mnie wyciągnął.
20 lat - Już miałem wyjeżdżać za miasto samochodem kolegi i na światłach zabrakło hamulców(kolega nie miał płynu hamulcowego) i tylko wjechałem w tył innego kierowcy. Mogę tylko się domyślać co by było gdyby to było za miastem (dużo w młodości wariowałem).
I mimo że mam teraz 30 lat do tej pory co chwile robię sobie krzywdę nieświadomie. A to upadek z drzewa, drabiny, roweru. Najgorsze jest że jak coś mnie przestaje boleć, robię sobie nową krzywdę. To co wymieniłem to tylko mała cząstka najgroźniejszych sytuacji.
I teraz pytanie czy to przypadek, czy całe życie mam siebie uważać za pechowca czy jak to inaczej nazwać? Do tej pory noszę znamiona tamtych wypadków, które czasami przeszkadzają w życiu.
Żarty żartami, ale gdybym miał takiego pecha sprzedałbym wykrywacz i został np. filatelistą.