Pierwsze testy za nami. Miejsce poszukiwań las i spora łacha piachu - naturalna wydma, bez zbiornika wodnego.
Rozłożenie sprzętu zajmuje 10 sekund i to jest niesamowita wygoda. Można zabrać plecak i poruszać się po terenie jak zwykły turysta.
Obsługa jest wygodna, klawisze dostępne, a sama klawiszologia prosta. Urządzenie uruchamiamy, zawsze restartując ustawienia do trybu fabrycznego. Ten detektor zapamiętuje ustawienia, i także strojenie do gruntu...
Po resecie, zawsze uruchamiamy eliminację zakłóceń, niestety ta opcja zajmuje 35 sekund i trzeba trzymać cewkę w jednej pozycji unikając ruchu czy kontaktu z metalami. Warto uruchomić wszelkie pinpointery i inne towarzyszące piszczałki.
Następnie stroimy do gruntu, lub używamy opcji Ground Track czyli automatycznego strojenia. Opcja ta zalecana jest kiedy warunki terenowe i mineralizacja zmieniają się w trakcie szukania bardzo często. Do wyboru mamy 3 prędkości reakcji na zmiany.
W/g producenta może to pogarszać zasięgi, więc stroimy się ręcznie. Pompowanie cewką każdy zna, tłumaczyć nie trzeba.
Oczywiście wybrałem trym motion w którym przemiatamy cewką, statyk jest mniej stabilny i powoduje częste rozjeżdżanie sygnału wiodącego - tzw. szumu tła. I służy do głębokich poszukiwań na pewno na nie zaśmieconym terenie.
Podejrzewam, że tryb statyczny zjada baterie znacznie szybciej.
Kolejny kroki to ustawienie czułości fabrycznie jest 10, ale ustawiamy na 13 jeśli jest stabilnie to zostawiamy. Treshold z 7 na 8 w moim wypadku, tak by było słychać bardzo delikatnie szum tła. Normalnie wykrywacz jest cichy jak VLF, a to urządzenie impulsowe typu PI, zdecydowanie mniej stabilne... powinno być.
Tutaj Garrett odrobił pracę, maszyna działa perfekcyjnie i praktycznie się nie wzbudza, czy rozjeżdżają się sygnały w trybie dynamicznym. Zresztą zawsze pod kciukiem mamy przycisk Pinpoint, któy służy jako kasowanie - przestrojenie w ciągu 1 sekundy, tzw. Retune i wszystko wraca do normy.
Po ustawieniu wpinamy ATXa do szelek. Fabryczne rozwiązanie jest idealne, zakładamy je przez ramię i wokół karku i doczepiamy do żerdzi. Ja używam uprzęży Minelaba Proswing 45. To są pełne, grube szelki z wewnętrznym podpierającym stelażem.
3,3kg masy to sporo za dużo, mimo perfekcyjnego wyważenia, bez szelek praca dłuższa niż 20 minut jest sporym wyzwaniem. Był chwile, kiedy zapomniałem dopiąć uprząż... i wtedy po paru minutach czułem urządzenie.
Osiągi są powalające... drobiny wielkości 2-3mm z głębokości 60-80cm są normą i dają piekielnie mocny sygnał. Opcja pinpoint działa w sposób w miarę precyzjny, ale wszystko to czego nauczyliśmy się na urządzeniach VLF jest nic nie warte.
Zaczynamy od komplentego zera. Przedmioty są sygnalizowane niskim tonem i krótkim wysokim powtórzeniem, lub odwrotnie, wysokim i niskim powtórzeniem. Wszystko zmienia się z głębokością i od stopnia mineralizacji i rodzaju przewodnictwa oraz położenia przedmiotu.
W jedną stronę mamy niski ton na początku w drugą odwrotnie. Długość trwania i moc sygnału określają przedmiot. Nie ma wskazań VDI. Nie ma nawet głębokości, to wszystko musimy nauczyć się słyszeć.
Na szczęście producent zostawił nam Iron Check taki rodzaj Iron Audio, kiedy wciśniemy przycisk nad podejrzanym przedmiotem i przemiatamy cewką stalowe śmieci wydają niskie, chrząknięcia. Niestety opcja działa dla fantów do głębokości 20cm... później już niestety nie.
Bez słuchawek praca jest możliwa tylko na obszarach, gdzie kopiemy wszystko. Gniazdo słuchawek nie jest schowane w obudowę, więc musimy kłaść ATXa z dużą dozą ostrożności, inaczej, upadek, upuszczenie to wbicie gniazda i rozszczelnienie obudowy.
Reasumując sprzęt idealny do szukania w wodzie (szczelność do 4m), ciężkie warunki terenowe, kamieniste, zmineralizowane podłoża. Do szukania złota, biżuterii, na plaży czy eksplorację pustyni.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
|