Bełkot prasowy trzeba umieć czytać. Facet zwyczajnie opróżniał skorupy amunicji artyleryjskiej, niewątpliwie w celach handlowych, bo nikt nie gromadzi do prywatnej kolekcji 100 szt. tych samych egzemplarzy pocisków itp. Owszem, można mieć różne modele różniące się od siebie drobnymi szczegółami, ale w ty przypadku widać, że tak nie było. Te 300 gram prochu to pewnie jakieś zmiotki z podłogi, albo zapas "na czarną godzinę" do rozpalania ogniska.
Abstrahując od całego procederu, który oczywiście jest nielegalny i bywa niebezpieczny, zdecydowana większość delikwentów zajmujących się rozbieraniem amunicji nie robi tego "dla materiałów wybuchowych" z prostego powodu - poza drobnymi przykładami marnych policyjnych prowokacji, jak słynna akcja w Nadarzycach, nie ma na to zainteresowania. Po drugie, żeby zdobyć materiały wybuchowe, nie trzeba niczego rozkręcać, bo na wysadziskach amunicji pełno jest przepołowionych lub popękanych pocisków większych kalibrów, z których "za jednym zamachem" można by uzyskać ilości rzędu 1-2 kg (przy zerowym ryzyku). Nikt tego nie robi, bo w tym kraju zwyczajnie wykonywanie samodziałowych urządzeń wybuchowych należy do rzadszych przypadków, niż próby zabójstw przy użyciu piły łańcuchowej czy dzidy laserowej.
Bzdurą jest też powielane czasami twierdzenie, że ktoś rozbiera amunicję "dla złomu", bo gdyby czas zmarnowany na rozkręcanie amunicji spożytkować na kopanie samych odłamków na wysadziskach (które można w przeciwieństwie do całych korpusów, spieniężyć na złomie bez problemu), to zarobiłoby się kilkunastokrotnie więcej.
Reasumując, takie artykuliki podyktowane pismakowi przez oficera propagandy (przepraszam, prasowego) lokalnej jednostki Policji należy traktować z dużą dozą rezerwy.
|