Ogólnie rzecz ujmując: temat ciekawy, ale mimo różnych przepisów w praktyce wygląda to bardzo różnie. Co innego przebywanie na czyimś terenie, a co innego rycie komuś w ziemi. Można się szarpać z właścicielem, wyciągać papiery (ustawy, artykuły), licytować i udowadniać swoje racje nawet w obecności policji, albo jak niektórzy - robić nocne naloty itp., jednak najlepiej się dogadać, a jak się nie uda - po prostu odpuścić i nie wchodzić sobie w paradę (przynajmniej ja taka zasadę wyznaję).
Kiedyś miałem sytuację z pewnym chamskim, aroganckim jegomościem, który okazał się być właścicielem porośniętego po szyję zielskiem i drzewkami, nieogrodzonego i nieoznakowanego w żaden sposób ugoru, jakich pełno w okolicy było. Traf chciał, że akurat ten wąski pasek szerokości około 20m i długości około 1,5 kilometra na którym przebywałem - okazał się być jego "świętą" własnością. Około miesiąca wcześniej spotkałem w tej samej okolicy rolnika jadącego na traktorze, który zapytany stwierdził, że cała ta ziemia należy do niego i jego rodziny. Nie miał nic naprzeciwko, żeby tam sobie pogrzebać, więc w tej sytuacji wszedłem niemal jak na swoje. Kiedy powiedziałem o tym temu ćwokowi - dostał piany. Okazało się, że panowie się znali, ale specjalną miłością do siebie nie pałali (coś jak Kargule i Pawlaki :lol: ). Gość od początku był bardzo pewny siebie, butny i cały czas "walił mi na ty", więc w końcu trochę się :wq :mad: i kilkoma ostrzejszymi słowami oraz argumentem w postaci podostrzonej saperki sprowadziłem go na ziemię. Wytłumaczyłem o co chodzi w moim hobby, że jestem tu, żeby sobie na świeżym powietrzu odpocząć, a nie po to żeby się użerać z takimi jak on. Kiedy trochę ochłonął i stał się bardziej grzeczny - okazał się po prostu znerwicowanym frustratem. Z czasem zaczął mi się uzewnętrzniać i żalić, że kraj w rozsypce, przemysł zlikwidowany, rolnictwo nieopłacalne, w ogóle bida z nędzą [...], a on ma problemy ...żeby ten pasek ziemi z zyskiem sprzedać. Pomyślałem: biedaku, tobie już nic nie pomoże. Ostatecznie rozstaliśmy się pokojowo, ale ręki burak podać nie chciał i mimo moich argumentów, że to nieużytek na którym ani ja nie dorobię się fortuny, ani on niczego nie straci (dołki po sobie zakopuję i nie narobię mu żadnych szkód) - na kopanie zgody do końca nie wyraził. Po prostu taki pies ogrodnika. :n Hak mu w smak. Więcej mnie tam na swoim nie zobaczy, ale lepiej żebyśmy się poza jego miedzą w sytuacji spornej nie spotkali...
|