Witam! Oto relacja Roberta Wita Wyrostkiewicza z Konferencji: Czy dojdzie do przełomu i w Polsce archeolodzy i poszukiwacze zaczną współpracować tak, aby jedni i drudzy nie bali się niejasności prawnych czy anatemy środowiskowej? Co do prawa, przełom będzie możliwy dopiero wówczas, kiedy w kraju zostanie opracowany przyjazny i intuicyjny system wydawania pozwoleń na poszukiwanie zabytków z użyciem wykrywaczy metali. Taki czy inny, ale na pewno nie tożsamy z obecnym, gdzie na poszukiwania na własnej działce nie należącej do strefy ochrony konserwatorskiej od 30 listopada 2015 r. konieczne jest: 1. Wydanie 82 złotych (opłata skarbowa) na decyzję administracyjną. 2. Napisanie wniosku z danymi wnioskodawcy itd. 3. Podanie obszaru ze współrzędnymi geodezyjnymi. 4. Podanie terminu dla przewidywanych poszukiwań. 5. Uzasadnienie dla planowanych działań. 6. Program poszukiwania zabytków i pisemne zgody wszystkich właścicieli działek, na których będą poszukiwania prowadzone. 7. cierpliwe oczekiwanie na wydaną decyję (bywa, że bezprawnie odmowną i po terminie przekraczającym KPA) 8. Po wydaniu decyzji, oczekiwanie na uprawomocnienie się decyzji (2 tygodnie). Czyli od pomysłu na wyjście z domu…. w praktyce dwa, trzy miesiące…. do ruszenia w teren na działkę, gdzie uzyskamy pisemne pozwolenie. Nikt więc z tego nie będzie korzystał, by sprawdzić poletko sąsiada o wielkości kilku arów. Takie prawo będzie zawsze martwe! Stąd nie najgłupszymi były pomysły, które padały w Zielonej Górze, a które przywoływały jakiś system licencyjny, np. nieco podobny do tego w Polskim Związku Wędkarskim, a Igor Murawski łączący się z nami z Anglii naciskał na rozwiązanie jakim jest system dobrowolnego zgłaszania znalezisk w specjalnej bazie/aplikacji. Miałem przynajmniej wrażenie w trakcie, ze na Sali nie ma ani jednej osoby, która stwierdziła by, ze obecna sytuacja prawna jest dobra. Jeśli taka osoba była, to milczała. Gdyby jednak przyszły zmiany na lepsze, środowiskowo też nie będzie łatwo, zwłaszcza, jeśli zabraknie odwagi i mądrości. Jeśli znajdą się nie oglądający się za siebie archeolodzy i tacy sami poszukiwacze, którzy zechcą zmienić obecny, nie działający system ochrony zabytków, to i jedni i drudzy narażą się różnym mądralom. Po prostu. Stąd jestem pełen podziwu dla ogólnopolskiej konferencji pt. „Poszukiwacze i archeolodzy – możliwości współpracy” jaką zorganizowali pasjonaci historii z lubuskiego (Lubuska Grupa Eksploracyjna Nadodrze) z jednej strony pokazując, że inicjatywa wychodzi od poszukiwaczy, a z drugiej, opierając się na radach archeologów ze Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich, dając do zrozumienia, że nauczyliśmy się już odrobinę, że nie jesteśmy najmądrzejsi na świecie i potrafimy słuchać... Jednocześnie potrafimy też wyzbyć się duchowej pozycji petenta. Jesteśmy obywatelami Rzeczpospolitej, mamy swoje prawa i nie chcemy być wciąż traktowani jak trędowaci, upajający się faktem, że ktoś nas raz na rok toleruje.... To zdanie także padło w Zielonej Górze i dobrze, bo chyba chodziło nam wszystkim o szczerość, a nie umizgi. Reakcje? Sytuacja kuriozalna, ponieważ część tzw. starych liderów detektorystycznych stwierdziła, że to… kolaboracja z betonem archeo. Część archeologów, że to nierozsądne i zbyt pochopne... Ale to pojedyncze sztuki o niespełnionych ambicjach lub starych, utartych stereotypach. Na szczęście zdaje się, że pewne pokolenia już odchodzą na emeryturę, idzie nowe i albo to zauważymy albo nie. 100 tysięcy poszukiwaczy, różnych, ale bardzo często ludzi pełnych pasji, chodzi z wykrywaczami ze strachu ukrywając wszystko co znajdą; ukrywając poza zabytkami informacje, które są nie mniej cenne dla świata nauki (kontekst znaleziska) niż same przedmioty. Archeolodzy mają świadomość, że paragrafy z rygorami karnymi w Ustawie o zabytkach i opiece nad zabytkami nie działają. Podkreślają też często, że nie można każdego guzika traktować jak bezcenny zabytek archeologiczny, który koniecznie musi trafić do muzeum państwowego (czytaj, do piwnicznego tysięcznego kartonu). Z drugiej strony, postulują kontrolę nad poszukiwaczami, aby ci zgłaszali znaleziska, respektowali omijanie stanowisk archeologicznych itd. Jak ratować informacje z poszukiwań i jak korzystać z wiedzy poszukiwaczy? Padł nawet pomysł na abolicję! I nie było to hasło, które rzucili na konferencji jako pierwsi poszukiwacze. A co najfajniejsze, dobra wola jest zazwyczaj po dwóch stronach. Tylko brakuje ram, w których można by cokolwiek tu przetestować. Dlatego zielonogórski pomysł na program pilotażowy w jednym województwie (lubuskim) jest bezcenny, ale będzie niekompletny, ponieważ będzie musiał funkcjonować w ramach obowiązującego prawa. Pomimo tego pilotaż ten może być rewelacyjny, na etapie współpracy merytorycznej, edukacyjnej, realizacji decyzji konserwatorskich na poszukiwania zabytków w tym zabytków archeologicznych wydawanych na mocy znowelizowanej właśnie ustawy; w postaci oswajania środowisk ze sobą, zgłaszania znalezisk itd. Jeśli chłopcom z lubuskiego uda się do tego zdobyć fundusze na oprogramowanie, które niemalże on line i dobrowolnie (!) łączy poszukiwacza z WKZ, to będzie to test arcy ciekawy (zgłaszanie znalezisk in situ przez aplikację w telefonie). Nie chodzi mi tu jednak o ocenę całości założeń pilotażu i ich wykładnię (niech to zrobią autorzy projektu), ale sam fakt, że w Zielonej Górze spotkało się wielu przedstawicieli WKZ, archeologów ze SNAP i archeologów niezrzeszonych, muzealników, pasjonatów historii, regionalistów i poszukiwaczy. Przedstawiono swoje obawy, pokazano swoje doświadczenia z dwóch stron, często nie zgadzając się ze sobą… ale całe te dwa dni były rzeczowe, towarzysko przyjacielskie (a poznanie się przy kawie jest nie mniej ważne niż same prelekcje!) i co dla mnie najważniejsze, po raz pierwszy taka debata odbyła się na tak dużą skalę (bo sama w sobie nie była pierwsza), z udziałem wszystkich stron i pod patronatem Ministra Kultury! Oby inicjatorom i wspierającym ich archeologom starczyło sił na dłuższy bieg, który mam nadzieję zaczął się w Zielonej Górze. P.S. Przepraszam, że nie wymieniam wielu prelegentów czy uczestników, ale bałbym się, że o kimś zapomnę, więc kolektywnie wszystkich pomijam, proszę wybaczyć. Krótka relacja z wydarzenia zamieszczona zostanie w miesięczniku "Odkrywca” w styczniu.
|