aquila napisał(a):
- Dzień dobry, słyszałem że tamto pole należy do pana, czy nie miałby pan nic przeciwko temu żebym pochodził po nim z wykrywaczem metalu i poszukał monet?
- Nie ma mowy, pan mi będzie dziury kopał.
- Gwarantuję, że każdy dołek idealnie zakopię.
- Nie zgadzam się, to jest moje pole.
- Rozumiem to i dlatego do pana przychodzę, jeśli dołki są kłopotem, to obiecuję, że nie będzie po nich śladu.
- Nie ma mowy, to jest moja własność.
- No tak, ale...
- Moja i koniec! Do widzenia.
- Do widzenia. (a w myślach "stary dziad" było najlżejszym terminem. Facet miał pole wcinające się wgłąb starego miasteczka, żadne nie było tak blisko centrum).
Innymi słowy - facet odmawiał, bo to jego pole. Nie wiem jaki konkretnie to ma związek i co to za argument żeby akurat nie kopać, ale ok, w końcu to jego pole.
Ale to jedyny przypadek, raz mnie nawet facet zaprosił jak zobaczył że idę drogą z wykrywką na ramieniu a jescze inny nie dość, że wskazał miejsce po karczmie to jeszcze mi łopatę zespawał po tym jak tego trupa na kamieniach połamałem.
Jeśli Ci zależy kolego, bo sądzisz że możesz coś ukopać na polu, to idź do sklepu po flaszeczkę i zawitaj raz jeszcze do gospodarza, jeszcze się nie zdarzyło by wo(ó)da rozmowna nie przyniosła efektów ;) jeśli to nie pomoże to musi znaczyć że zakopał tam teściową i nie chce by ktoś się dowiedział :D