Cytuj:
Kilka tygodni temu Centralne Biuro Śledcze Policji w Rzeszowie odnalazło taki skład wydobytej amunicji, która była na pewno już częściowo zabrana z tego miejsca. 200 pocisków artyleryjskich zostało zabezpieczonych przez policję.
Po co ktoś gromadzi taki arsenał?
Takie przedmioty nie niosą większej wiedzy na temat przeszłości. One mają dla znalazców wartość samą w sobie. Mamy do czynienia z materiałami wybuchowymi, które mogą zostać wykorzystane w bardzo niebezpieczny sposób, szczególnie w sytuacji zagrożenia terrorystycznego. Nigdy nie wiadomo czy takie przedmioty nie trafią w niepowołane ręce.
Jeśli amatorzy zaczynają szukać materiałów wybuchowych, które przeleżały w ziemi kilkadziesiąt lat, to pytanie: czy w takich sytuacjach pojawiają się ofiary śmiertelne? Pirotechnik-amator nie brzmi jak dobre hobby.
Według statystyk policyjnych obejmujących ostatnie pięć lat, przy rozbrajaniu i modyfikowaniu materiałów wybuchowych rocznie ginie średnio w Polsce pięć osób, a kilkadziesiąt zostaje rannych. Skala tego zjawiska jest porażająca. Myślę, że pokłosie "złotego pociągu" niestety tę statystykę w tym roku może zawyżyć.
Ja się ustosunkuję tylko do tych kocopołów, z racji tego, że z tematem amunicji mam bliską styczność. Tylko ostatni dyletant może wierzyć w to, że ktokolwiek odzyskuje na szeroką skalę materiały wybuchowe z pocisków moździerzowych, jak te znalezione ostatnio przez CBŚ. :) Chyba tylko ręczne granaty obronne są jeszcze mniej wdzięcznym obiektem do pozyskiwania takich materiałów, bo ryzyko rozbrajania spore, a materiału tyle co kot napłakał. Z popularnymi "ogórkami" jest podobnie, przeciętny pocisk moździerzowy o kalibrze ok. 80 mm zawiera zaledwie kilkanaście dekagramów trotylu, a żeby go pozyskać, trzeba się poważnie narobić. Zjeździłem pół kraju na rozminowaniach nadleśnictw i stwierdzam, że u nas w Polsce pozyskanie materiału jest rzeczywiście banalne, ale nie z takich masochistycznych dla pozyskującego źródeł. :) Istnieją dziesiątki wysadzisk amunicji do ciężkich dział, gdzie w skutek nieumiejętnego niszczenia granaty artyleryjskie przełamały się na pół, przy czym materiał z nich nie wyleciał. Wystarczy nakopać tonę takich połówek (często był to dzienny urobek 4-osobowej brygady saperskiej), młotek, przecinak i kilka wiader na zgromadzony trotyl... niczego nie trzeba rozbrajać ani wykręcać zapalników. ;) Mimo tego jakoś nikt tego nie robi. Czemu? Ano temu, że czasy porachunków mafijnych przy pomocy bomb samodziałowych mamy już w naszym kraju dawno za sobą, a śniadzi uchodźcy jakoś się po naszym kraju jeszcze nie uganiają z piszczałkami w rękach. :) Pan archeolog w tym temacie straszy dzieci żelaznym wilkiem i tyle. :)
Dobrze jednak wiedzieć, że "takie przedmioty nie niosą większej wiedzy na temat przeszłości", bo już byłem świadkiem tego, jak jedna świeżo upieczona absolwentka archeologii próbowała mi wkręcać, że znaleziony w czasie prac archeologicznych pocisk 10 cm F.H. Granate do haubicy le.F.H 18 jest zabytkiem archeologicznym. :lol:
A tak abstrahując od tematu, strasznie śmiesznie wygląda ujadanie na złych detektorystów, gdy się jest ubranym w firmową czapeczkę Garretta. ;)