frank napisał(a):
Tu nie chodzi o poszukiwaczy, poszukiwacze są tylko pretekstem, chłopcami do bicia na których ma się skupiać cała uwaga społeczeństwa, mediów, jako głównym zagrożeniu dla zabytków, oraz w kontekście osobników, którzy jako jedyni popełniają przestępstwa na zabytkach.
Więc nie ma co liczyć na zmianę, czy sprecyzowanie definicji zabytku nieruchomego, ruchomego i zabytku archeologicznego, taka definicja jest wygodna dla urzędników samorządowych i konserwatorów zabytków rzeczoznawców sądowych, sędziów. Według ich uznania i potrzeb, zabytek może przestać być zabytkiem i odwrotnie, przykładowy chlewik może zostać zabytkiem, bo jest okazja wytargać dotacje, ważne stanowisko archeologiczne będzie można zabudować, a stanowisko z kilkoma skorupami może być otoczone szczególnym nadzorem archeologicznym itd., itd., itd.
A za chwilę księża zaczną nas biczować z ambon i ekskomunikować za przypisywane nam przez media okradanie grobów.
Chyba nie tak do końca wygodna kolego Frank. Cytat pochodzi z forum Rutusowiec:
Cytuj:
Konferencja archeologiczno-muzealniczo-konserwatorska
Dziś w Warszawie w „Instytucie Archeologii UKSW” odbyła się konferencja "Problemy przechowywania znalezisk archeologicznych z Mazowsza"
Byli oraz prowadzili prelekcje przedstawiciele z:
- Instytutu Archeologii UKSW
- Dyrektor Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie
- Dyrektor Muzeum Historycznego w Legionowie
- Narodowy Instytut Dziedzictwa
- Stowarzyszenie Naukowe Archeologów Polskich Oddział w Warszawie
- Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
- Pracownia Archeologiczno-Konserwatorska
- Muzeum Historyczne w Legionowie
- Muzeum Archeologiczno-Historyczne w Głogowie
- Muzeum Warszawy
- Ośrodek Studyjno-Magazynowy Zabytków Archeologicznych w Głogowie
- Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Warszawa
Poruszono wiele ciekawych tematów. Najczęściej przewijał się temat braku powierzchni magazynowej dla przedmiotów archeologicznych. Za każdym razem był poruszany problem słabego finansowania tego przez Państwo. Praktycznie jednomyślnie wyrażono tezę, iż skoro każdy zabytek w myśl ustawy należy do państwa to państwo powinno finansować jego konserwację oraz powierzchnie magazynową, a prawda wygląda tak, że jest z tym marnie wręcz TRAGICZNIE.
Rodzą się przez to takie problemy iż muzea często odmawiają współpracy z archeologami w szczególności z firmami archeologicznymi, które nadzorują budowy/inwestycje. Generalnie jest coraz gorzej bo zabytków przybywa, a stare wymagają ponownej konserwacji bo zaczynają się procesy niszczące a niektóre rozpadają się. Ilości w niektórych magazynach są tak wielkie, że przykładowo (tu padła jakaś nazwa ) w jednym z nich jest praca jeszcze na 10 lat, aby ponownie zinwentaryzować i jeszcze raz zakonserwować.
Muzea domagają się ustalenia lepszej definicji zabytku! Obecna rodzi wiele problemów! Ustawa nakazuje brać praktycznie wszystko na stan magazynowy! Padły przykłady, że niektóre zabytki to przedmioty widziane jeszcze w dzieciństwie i w ich oczach nie są zabytkami. Przytoczono przykład pęku starych gwoździ, butelki po Coca-Coli i jakiejś prasy metalowej. Podano też przykład niepotrzebnego magazynowania, pokazano jakiś wielki drewniany słup wyjęty z wody, powiedzieli że wystarczy go dokładnie opisać, sfotografować i tyle z nim a nie do magazynu.
Bardzo mnie to cieszy że i Oni zauważyli problem definicji zabytku i przymusowego magazynowania.
Przy dyskusji o pieniądzach, że bez nich muzea właśnie przechodzą okres zatkania się (magazyny) oraz niszczenia artefaktów (ponowne i bieżące konserwacje) zabrałem głos.
Poddałem rozwiązanie. Przedstawiłem się, powiedziałem jaką organizacje nieformalnie reprezentuję bo nie mamy jednego lidera czy też instytucji reprezentującej nas wszystkich. Rozwiązanie polegało by na co rocznym dostarczeniu około 10 000 000 zł. Wykazałem, że bardzo lekko licząc jest nas 100 000. Każdy mógłby w zamian za licencje na poszukiwania, wartą przykładowo 100 zł (co rocznie) odprowadzać składki, które mogą być zainwestowane w konserwacje zabytków, nowe magazyny itp. Praktycznie większość z nas wypowiadała się w podobnym tonie na naszych forach internetowych, zrzeszeniach. Chcemy mieć coś na wzór pozwolenia na wędkowanie. Ale w zamian oczekujemy zmiękczenia przepisów kierowanych do nas Detektorystów. Musimy mieć marchewkę, a nie tylko kij.
Gdy to usłyszeli na sali zaczęła się prawie "gówno-burza" Uśmiech Dyskusja moja polegała na odpychaniu zarzutów z czego musiałem się bronić, wykazywać moje legalne podejście do poszukiwań i że zachowuję wszystkie normy przy pozyskiwaniu zabytków, planigrafia, GPS, zaleganie itp. Po pewnym czasie Pani nadzorująca kongres stwierdziła że na to potrzeba oddzielnego spotkania bo jak widać temat jest za wielki.
I mamy kolejne ucięcie naszego tematu :/ Mimo że moja marchewka była kluczem na rozwiązanie ich mega wielkiego problemu (braku pieniędzy) który dominował od 10:00 do 19:00
Nic nie ugrałem, ale moim zdaniem tylko taką drogą można bić pianę. Kto jak nie osoba, która robi to legalnie może nas reprezentować skoro wieszają na nas psy.
Ech.... Uśmiech Musimy coraz głośniej mówić o sobie żeby nas zauważono, a w szczególności żeby zaczęto nas coraz lepiej postrzegać. Budowanie zaufania to dłuuuuga droga. Szczególnie, gdy pojawiają się takie artykuły, że jakiś pseudo detektorysta okradł grobowiec czy to z II wojny czy to z epoki brązu.