fishowiec napisał(a):
"Skarb prawdopodobnie zostanie przekazany muzeum".
no raczej... tyle, ze moze muzeum prywatnemu :)
poki co czekaja pewnie na oferty.
Bo w muzeum okręgowym będą bezpieczne. :lol: Parę lat mineło od tamtej sprawy , ciekawe czy już im teraz nic nie ginie w tej Bydgoszczy.
http://bydgoszcz.wyborcza.pl/bydgoszcz/ ... 65390.html.
Jak ujawnilismy trzy tygodnie temu, z Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy zginęło ponad tysiąc zabytków archeologicznych. Sprawa wyszła na jaw, gdy obecna dyrektor muzeum Iwona Loose zarządziła przeprowadzenie rzetelnej inwentaryzacji. Teraz zagadkę rozwiązuje prokuratura.
Wieloletnie zaniedbania, których dopuścili się pracownicy muzeum , nie zabezpieczając należycie magazynów archeologicznych oraz bałagan towarzyszący inwentaryzacjom sprawiły, że dziś nie można doszukać się eksponatów różnej wartości. Wśród zaginionych zabytków są zarówno szczątki glinanych naczyń, groty oszczepów, jak również cenne popielnice oraz zespół zabytków antycznych: m.in. egipska figurka Ozyrysa, rzymskie lampki oliwne, monety. Dokumentacja, która zachowała się z poprzednich spisów jest niepełna i daje tylko częściowy obraz.
Kiedy z muzeum zaczęły ginąć zabytki? Na pewno już w latach 80. Dowiedzieliśmy się, że te najcenniejsze zginęły już przed 1989 rokiem. Najprawdopodobniej zostały skradzione. Jerzy Żurawski - ówczesny dyrektor muzeum, zgłosił ten fakt ówczesnej milicji, ale z braku dowodów śledztwo umorzono, a przez lata tylko wąskie grono osób wiedziało, że takie zabytki w Bydgoszczy w ogóle były.
Wiele z nich pamięta prof. Witold Dobrowolski - kurator w Dziale Sztuki Starożytnej Muzeum Narodowego w Warszawie, gdzie przywieziono zabytki w celu ich opracowania. - To było ponad ćwierć wieku temu - wspominał "Gazecie". - Do naszego muzeum przywieziono około stu obiektów. Nie były to jakieś arcydzieła, lecz obiekty starożytne średniej klasy. Wśród nich znajdowały się hellenistyczne naczynia z V i IV w. p.n.e. i spory zespół rzymskich lampek oliwnych z dekorowanymi dyskami. Dziś takie kosztują od 400 do 1200 euro za sztukę.
Prof. Dobrowolski nie pamięta Ozyrysa , bo nie opracowywał egipskich zabytków - robili to jego koledzy. - Wiem, jednak, że muzeum dostało go od jakiegoś wojskowego zaraz po wojnie - mówił. - Osiem lat temu chciałem wypożyczyć wspomniane zabytki z Bydgoszczy. Pierwotnie uzyskałem zgodę, jednak gdy ponowiłem prośbę spotkałem się z odmową.
O zabytki archeologiczne w bydgoskim muzeum nikt nie dbał. Do magazynów, które po 1992 roku zostały rozlokowane w kilku miejscach, zdaniem Wojciecha Kuczkowskiego - byłego szefa działu archeologii w muzeum, dostęp miał właściwie każdy: ekipy remontowe, sprzątaczki, a w czasie przeprowadzek także żołnierze. Co więcej, zabytki padały ofiarą zalań i pożarów. Regały z muzealiami łamały się pod naporem ciężaru, stłuczone naczynia gliniane sklejano wikolem. Metryczki zjadły szczury, a eksponaty wrzucane do kartonów, uległy przemieszaniu. Wiele z nich po prostu się zgubiło w czasie przenosin. I w ten sposób liczba zaginionych zabytków urosła do 1400 .
Kto jest winny tej sytuacji? Formalnie za zbiory archeologiczne odpowiedzialny jest kierownik działu, którym przez lata był właśnie Kuczkowski. Jego jednak broni fakt, że przez lata bezskutecznie monitował kolejnym dyrektorom fatalny stan muzealnych magazynów (pokazywał "Gazecie" archiwalne pisma, które słał dyrektorom, a oni nie reagowali). Można wymagać od pracownika odpowiedzialności za zbiory, jeśli stworzy się mu odpowiednie ku temu warunki. Poza tym, jak dowiedzieliśmy się, obowiązkiem dyrektora muzeum jest przeprowadzenie co trzy lata tzw. spisu z natury, który polega na tym, że spisuje się wszystkie znajdujące się w magazynach i na ekspozycjach muzealia. W ten sposób każdy brak szybko jest wykrywany i nie mam mowy a "zawieruszeniu się" eksponatów.Tymczasem kolejni dyrektorzy sporządzili jedynie spisy skontrum (podczas skontrum uwzględnia się tylko zabytki z numerami, omijając nieopisane), które nie odzwierciedlają rzeczywistego stanu zbiorów (do zrobienia spisu skontrum przyznaje się Jerzy Żurawski - dyrektor w latach 1985-1991 i Małgorzata Winter - 1995-2003; Aurelia Borucka-Nowicka - dyrektor w latach 1991-1995 twierdzi, że nic nie pamięta). Co więcej, Jerzy Żurawski tłumaczy się, że zrobił tylko skontrum, bo spisów z natury w praktyce się nie przeprowadza, a to przecież nieprawda!
Współczuję obecnej, nowej dyrektor muzeum. Ma ciężki orzech do zgryzienia, bo to ona musi "wypić to, co nawarzyli" jej poprzednicy. To ona czyta wszystkie "rewelacje" odkrywane co chwilę w muzeum (pewnie jak się prokuratura ostro zabierze do roboty, wyjdzie ich jeszcze kilka), podczas gdy jej poprzednicy umywają ręce uważając, że wszystko "było jak należy" (cytuję za dyrektorem Jerzym Żurawskim).