Operacja konfident
Krótko po weekendzie był to chyba wtorek w godzinach porannych dostałem telefon od policjanta, który uczestniczył w wizji lokalnej, z zapytaniem czy mógł bym przyjechać pod wieczór na komendę, nie bardzo mi się to uśmiechało i postanowiłem dopytać w jakim celu… niestety nie mogłem otrzymać jednoznacznej odpowiedzi, a jedynie, że to rozmowa nie na telefon. Postanowiłem, że pojadę choć godziny wieczorne jakoś trochę mnie dziwiły jeżeli chodzi o wzywanie petentów, ostatecznie od tego samego policjanta kilka godzin później w ciągu dnia otrzymałem informację, że nie mam przyjeżdżać dziś, a dopiero jutro po pracy.
Gdy na drugi dzień dotarłem na komendę, okazało się, że czeka na mnie nie ów policjant młody stażem, a sama „szycha” wraz z jednym z policjantów obecnych na przeszukaniu, tym razem miałem „zaszczyt” zasiąść w samym gabinecie wodza… tak samo obskurnym zawiewającym PRL-em jak i pozostała część komendy.
Poproszono mnie abym usiadł, szycha siedziała na przeciwko, a policjant z boku biurka, zaczęła się rozmowa… wtedy jeszcze nie domyślałem się, czego chcą… ale zmieniło się to po kilku zdaniach. Zaczęto wypytywać się o moje kontakty w środowisku, kogo znam, na jakich forach internetowych działam, czy słyszałem o pewnych sprawach z okolicy (o znaleziskach innych poszukiwaczy), ilu znam poszukiwaczy z okolic, a ilu z innych rejonów Polski, opowiedziano mi o zmianach przepisów jakie miały wkrótce nastąpić, poinformowano nie, że policjanci jadą na szkolenie odnośnie ochrony zabytków, które dzięki mojej sprawie jest już dla nich dogrywane. Naturalnie na każde z pytań starałem się nie udzielać odpowiedzi lub po prostu „lawirować” powiedziałem, że znam jedynie M. o czym oni już i tak od dawna wiedzieli.
Po tej pogawędce zapadła propozycja, abym został kretem w środowisku, w zamian za łaskawsze spojrzenie na moją sprawę, całość przedstawiono mi tak, że raz na jakiś czas będzie kontaktował się ze mną obecny przy rozmowie policjant i będzie wypytywał o jak to określono „różne” sprawy, dodatkowo, moim zadaniem miało by być przeglądanie portalu olx i ogłoszeń z „naszego” rewiru, monitorowanie forów internetowych i informowanie o konkretnych znaleziskach, w zamian za to jak wcześniej pisałem obiecywano mi łagodniejsze traktowanie przy sprawie oraz po pierwszych efektach wynagrodzenie miesięczne dla tzw. Informatorów. Pomimo tłumaczeń, że nie mam nie wiadomo jakich znajomości wśród poszukiwaczy, policjanci nie dawali za wygraną i mocno nalegali, ku ich zdziwieniu zapewne, nie zgodziłem się na współpracę, czego pewnie efekty widać w wyroku jaki otrzymałem i jak mnie potraktowano.
Po tej rozmowie po prostu wyszedłem, przez jakiś czas nic się nie działo, aż do pewnego dnia… po jakiś dwóch tygodniach w godzinach popołudniowych dzwoni numer nie zapisany w książce telefonicznej, odbieram, a w słuchawce słyszę głos obecnego przy rozmowie policjanta! Jak gdyby nigdy nic dzwoni do mnie, pytam o co chodzi (myślałem na początku, że dzwoni w mojej sprawie), a on, że dzwoni zapytać czy coś nowego słychać, czy coś widziałem, słyszałem… nie mogłem w to po prostu uwierzyć, nie odpuścili mimo mojej odmowy… pewnie był zawiedziony ale usłyszał ode mnie: Proszę do mnie więcej nie dzwonić, nie życzę sobie tego i proszę skasować mój numer! Próbował on jeszcze coś negocjować i wymusić zmianę decyzji informując o miesięcznym wynagrodzeniu, ale na to powiedziałem tylko, dziękuję ale mam już pracę. Po tym rozłączyłem się, a telefon od nich więcej nie zadzwonił.
Nie wiem, czy to miało prawie natychmiastowy efekt, ale już wkrótce, bo na początek grudnia dostałem wezwanie na świadka… w swojej sprawie… i to nie koniecznie związanej dokładnie z tym, za co mnie zatrzymano...
Pozdro!
|