Maciej Mazurek złożył w poniedziałek na ręce wojewody dymisję ze stanowiska wojewódzkiego konserwatora zabytków. W piątek był pijany w pracy. Wojewoda dymisję przyjął
Fot. Rafał Mielnik / AG
Oznacza to, że konserwator odszedł z pracy za porozumieniem stron. Wprawdzie powód jego odejścia kwalifikuje się do zwolnienia dyscyplinarnego, jednak wojewoda odstąpił od takiej kary. - !!! Przywilejem każdego człowieka, bez względu na to, co zrobił, jest prawo do zachowania honoru. I ja nie będę tego prawa odbierał konserwatorowi, ani też nikomu innemu - wyjaśnia Wilczyński. - I zamknijmy ten temat, bo stoi za nim osobisty dramat człowieka - dodał.
List od pracowników
Również wczoraj rano pracownicy podlegli dotąd Mazurkowi złożyli u wojewody pismo, pod którym podpisało się 10 osób (patrz ramka). Byli oburzeni, że we wczorajszej rozmowie z "Gazetą" Mazurek uznał, że to prawdopodobnie ktoś z nich powiadomił policję o tym, że jest pijany w pracy.
"Przy okazji ubliża nam publicznie, traktując jak leniwą zgraję, która myśli tylko o własnych interesach, nie zaś o zabytkach - napisali. I dodali, że ich przełożony "w pracy przebywa pijany regularnie i bardzo wiele osób o tym wiedziało".
- Nie mówiliśmy o tym wcześniej, bo byliśmy pewni, że konserwator ma "mocne plecy". Liczyliśmy po cichu, że poprzedni Sejm przyjmie nowelizację ustawy o ochronie zabytków, dzięki której wszyscy konserwatorzy będą podlegać nie wojewodzie, ale Ministerstwu Kultury. Mieliśmy nadzieję, że wtedy będzie uczciwy konkurs na to stanowisko. Ale Sejm się rozwiązał, a my dalej nic nie mogliśmy zrobić - tłumaczy nam jeden z konserwatorów.
W liście do nowego wojewody napisali: "Kadencja pana Mazurka była z naszej strony nieustanną walką - z nim, naszym szefem - o spełnienie podstawowych kryteriów i zasad konserwatorskich, permanentnie przez pana Mazurka łamanych".
Wcześniej w rozmowie z "Gazetą" jedna z pracownic podnosiła również, że Mazurek wykorzystuje służbowy samochód do prywatnych celów. - Kierowca niejednokrotnie przywoził go do pracy albo odwoził do domu. Nic dziwnego, że my nie mogliśmy wyjeżdżać w teren, bo najzwyczajniej jesienią kończył się przydział benzyny. A przecież jesteśmy inspektorami, nasza praca nie polega tylko na siedzeniu za biurkiem - mówiła.
Będzie kontrola
Wojewoda spotkał się wczoraj z pracownikami Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.
Zlecił pełnienie obowiązków wojewódzkiego konserwatora Krzysztofowi Spychale, kierownikowi działu zabytków archeologicznych (również podpisanemu pod listem).
- Sugestia o nieprawidłowościach zawarta w liście będzie dokładnie zbadana. Kontrolerzy wydziału kontroli urzędu będą rozmawiać z pracownikami - zapowiada wojewoda Wilczyński.
Nie podjął jeszcze decyzji, czy będzie konkurs na stanowisko wojewódzkiego konserwatora zabytków. - Muszę skontaktować się z generalnym konserwatorem - skwitował.
W wczorajszej rozmowie z "Gazetą" Maurek powiedział, że jest mu wstyd, iż był w pracy pijany. Tłumaczył, że "wypił kielicha" z kolegą, który odchodził na emeryturę. Mazurek zapewniał, że to była sprawa incydentalna. Po złożeniu dymisji nie udało nam się wczoraj z nim skontaktować. Jego telefon milczał.
LIST PRACOWNIKÓW
List do wojewody
My, jako pracownicy Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków, wyrażamy swoje najwyższe oburzenie insynuacjami wysuwanymi w prasie przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków (artykuł w "Gazecie Wyborczej" z 3.12.2007 r.).
Przyłapany na pijaństwie w pracy tłumaczy się on spiskiem i nieżyczliwością otoczenia, a szczególnie złośliwością swoich pracowników, których podejrzewa o zawiadomienie policji. Przy okazji ubliża nam publicznie, traktując jak leniwą zgraję, która myśli tylko o własnych interesach, nie zaś o zabytkach, nie potrafiąc nawet utrzymać podstawowej dyscypliny w pracy.
Otóż trzeba Panu wiedzieć, że przypadek powyższy nie jest bynajmniej incydentalny. W pracy przebywa pijany regularnie i bardzo wiele osób o tym wiedziało. Większość jego decyzji podejmowana była w okolicznościach obciążonych tą specyficzną przypadłością.
Zapewne naszą winą było tolerowanie takiej sytuacji przez tak długi czas. Kadencja pana Mazurka była z naszej strony nieustanną walką - z nim, naszym szefem - o spełnienie podstawowych kryteriów i zasad konserwatorskich, permanentnie przez pana Mazurka łamanych. Dysponujemy wiedzą na temat konkretnych przypadków.
Pomimo wyżej opisanej sytuacji Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Opolu pracował generalnie dobrze, bazując na wiedzy, doświadczeniu i zaangażowaniu pracowników w sprawę ochrony zabytków.
|