Peter_2005 napisał(a):
RIPOSTA:Słowo "spisek" to ograny i nader często używany w formie drwiny argument. To samo dotyczy przeróbki przedwojennej wersji przysłowia, że: "wszystkiemu są winni endecy i cykliści".
No to może przytoczmy jedno jeszcze (przedwojenne, a jakże) przysłowie: "Uderz w stół..."
Przepraszam, nie mogłem sobie darować...
A mówiąc poważnie:
Peter_2005 napisał(a):
Nie dano mi prawa bym rzucał kalumnie na nację żydów mimo tego, iż wskazali mojego dziadka wkraczającym ruskom 17.IX.39 jako oficera WP i chęci ukatrupienia go na mijescu.
Wszyscy Żydzi?
Tak jak w Treblince kopali wszyscy Polacy i wszyscy Polacy w 1968 wyrzucali z pracy i piętnowali uratowanych z Holokaustu Żydów?
Oskażanie narodu jest przejawem skrajnego prymitywizmu i zupełnego braku inteligencji. Chcę być dobrze zrozumiany: nie adresuję tego do Ciebie, Peter. Wierzę, że nie masz takich poglądów. Ale są one w Polsce, zwłaszcza u starszego pokolenia bardzo powszechne. Nikt się z tym oczywiście nie obnosi. Ale, gdy zdrapać powłoczkę pozorów, wyłazi obrzydlistwo.
Z antysemityzmem zetknąłem się bardzo późno, ponieważ ani w mojej rodzinie, ani w ogóle na Śląsku nie spotykało się takich postaw. Może dlatego tak mnie to uderzyło. Nie mogłem zrozumieć o co rodakom z tymi Żydami chodzi. I nadal tego nie pojmuję.
Problem w tym, że boimy się prawdy: że nie wszyscy nasi przodkowie byli partyzantami i obrońcami Westerplatte, że byli między nimi również szubrawcy, k_urwy i mordercy. Tak, jak i dziś.
Udając, że każdy artykuł o "brzydkich Polakach" zawiera jedynie 5% prawdy skazujemy się przegraną. Bo gdzieś w Izraelu dziadek opowiada wnuczkowi symetryczną historię: o tych, którzy wydali jego matkę, ograbili dom, śmiali się gdy Niemcy bili ojca. I mówiąc to używa słowa: Polacy.
A ponieważ twierdzimy, że artykuły o "brzydkich Polakach" zawierają jedynie 5% prawdy, ponieważ nie potrafimy otwarcie przyznać, że tak, były między nami i takie ścierwa, oskażenie pada na cały nasz naród.
Odnośnie historii z Treblinki: stryj mojego ojca był we Wrześniu 39 wikarym we wsi nad Narwią. Po bitwie chodził między naszymi, konającymi żołnierzami z ostatnią posługą. Sanitariusze pozbierali tylko tych, rokujących nadzieję. Reszta została w polu. Proboszcz, który z początku towarzyszył wujowi, nie wytrzymał psychicznie. Ale bardziej odporni okazali się niektórzy jego parafianie. I gdy wujek odmawiał modlitwę za konających, kilkadziesiąt metrów dalej grzebali w kieszeniach umierajacych żołnierzy.
Takie robactwo było zawsze, w każdej epoce i pod każdą szerokością geograficzną. Nie rzuca to cienia na Polaków jako naród. Dopiero zaprzeczanie temu czyni nas podejrzanymi.