Za oknem ciemna noc, deszcz bębni w parapet. Porządkuję rupiecie pudełkach i przeglądam stare zapiski przed nowym sezonem. Przypomniały mi się takie dwie historie, które może ożywią wątek, który zmarł 25 listopada ubiegłego roku.
Trzy lata temu jechałem rowerem przez las. Nieopodal drogi znajdował się pomnik ku czci poległych partyzantów a kilkaset metrów dalej zostało zamordowanych kilkudziesięciu żołnierzy polskich. Byłem sam, las pusty, dzień pochmurny, późne jesienne popołudnie Gdy dojeżdżałem do miejsca zbrodni zobaczyłem na drzewie przybitą wielką rogatą czaszkę (pewnie jakiejś krowy), dojechałem do pomnika aby zrobić zdjęcie. Nagle zza drzew powoli wyszedł pies, wilczur. Z pyska ciekła mu piana i podchodził warcząc złowrogo. Powoli schowałem aparat fotograficzny, postawiłem przed sobą rower i powoli zbliżyłem się do niego nie patrząc mu w oczy. Powoli mijałem zwierzaka a on był cały czas kilkanaście metrów za mną cały czas warcząc i łypiąc za mną groźnie oczyma. Wreszcie las się skończył wyszedłem na wolną przestrzeń, oddaliłem się od psa na odległość rzutu kamieniem Odetchnąłem z ulgą, lecz nie na długo, za moment zadzwonił telefon z bardzo przykrą dla mnie wiadomością. Miejsca z tak złą energią podczas moich wycieczek więcej nie spotkałem.
W ubiegłym roku, latem odwiedziłem miejsce w lesie nazywane czasem w lokalnej literaturze - uroczyskiem. Stał tam niegdyś dworek, z którego nic już nie pozostało. W dawnym „parku” przed dawnym stały kikuty połamanych przez burze drzew. W tym jeden wielki, stary dąb. W miejscu tym w czasie wojny również działy się dość tajemnicze rzeczy. Przed wyjazdem jak zwykle sprawdziłem sprzęt, akumulatory w wykrywaczu naładowane, wszystko sprawne. Zacząłem od sprawdzania drogi, później powoli lasek aż zacząłem zbliżać się do dębu. Miejsce było trochę zarośnięte krzakami Gdy podszedłem do wielkiego drzewa i tradycyjnie chciałem je omieść cewką nagle zgasł wyświetlacz. Sprawdziłem wszystko, wyjąłem baterie, nic to niestety nie pomogło. Obszedłem drzewo i zobaczyłem, że spróchniałym dębie z drugiej strony umieszczony stał żelazny krucyfiks. Odczuwałem takie wrażenie, jakby coś odpychało mnie od tego drzewa. Po przyjeździe do domu, włączyłem wykrywacz i okazało się, że są jeszcze trzy kreski poziomu baterii. W miejscach tych czułem się dosyć nieswojo, byłem sam a mimo to miały coś takiego co sprawia, że chce się tam jeszcze pojechać i w tym sezonie też je odwiedzę :) Te trzy zdjęcia poniżej są właśnie z drugiego wyjazdu.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
|