frank napisał(a):
Kiedyś, dawno, to mogło być normalnie.
Mogłoby być normalnie teraz, gdyby w końcu ktoś pomyślał nad tym, żeby hobbysta mógł bez obawy powiedzieć i pokazać to, co znalazł i gdzie.
W skrócie:
- jeśli byłaby to rzecz popularna, to mógłby ją zachować dla siebie bez względu na jej wartość materialną;
- jeśli rzecz rzadka, szczególnie cenna (niekoniecznie cenna w sensie materialnym, raczej wartościowa dla nauki) - musiałaby zostać np. do dyspozycji naukowców lub w muzeum, ale za wynagrodzeniem znalazcy (znaleźne, prawo pierwokupu po cenie rynkowej przez państwo, jakiś ustalony procent od ekspozycji itp.)
- procedura wydawania ewentualnych pozwoleń powinna zachęcać do współpracy, czyli powinna być maksymalnie uproszczona, ewentualne opłaty - symboliczne, a dostęp do informacji bez rzucania kłód pod nogi.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa zarówno archeolodzy jak i zachłanne państwo nie pójdzie na taki układ nigdy, bo jedni drżą o swoje miejsca pracy i wydaje się, że z racji wykonywanego zawodu mają wyłączność na grzebanie w ziemi, a drugim żal, że współobywatel mógłby się może za bardzo wzbogacić albo (co nie daj Panie Boże!) uszczuplić tzw. skarb państwa, żądając należnego mu wynagrodzenia, która to polityka wychodzi tylko z krzywdą dla wszystkich wyżej wymienionych (oprócz czasami ryzykujących nieco poszukiwaczy-hobbystów, których rzesza rośnie w siłę bez względu na grożące sankcje).