„W przeddzień wieczorem, już cała cela wiedziała że będą rozstrzeliwać. Wilniucy jakby przeczuli, że tym razem to będzie ich czas. Zebrali się w naszej celowej kaplicy (za złożonymi materacami zostawialiśmy fragment wolnej powierzchni, tam można było bez zwracania uwagi strażnika uklęknąć i pomodlić się) i wspólnie odmówili modlitwę. Mieli pobladłe ale bardzo spokojne twarze. Mało mówili, dużo rozmyślali. Naraz otworzyły się drzwi. Strażnik wywołał: Borowski, Minkiewicz, Olechnowicz, Szendzielarz. Szybko pożegnali się z najbliżej stojącymi i ruszyli do drzwi. Wychodząc, jeden z nich, chyba "Łupaszko", powiedział mocnym głosem: "To za Wolną Polskę".
Noc i dzień przebiegły niespokojnie. Spędzili je zapewne w małej celi na parterze. Może zostali rozdzieleni. Łudziliśmy się, może oni także, że w ostatniej chwili Bierut ich ułaskawi. Choć raczej nie, zawsze w celi powtarzali że ich już nic nie uratuje od śmierci. Że ich żywcem już nie puszczą.
Pod wieczór zobaczyliśmy naraz otwierające się drzwi na podwórze. 4 konwojentów wyprowadziło człowieka. Chyba był to Borowski. Zaprowadzono go za barak, do zbudowanego tam w czasie wojny schronu, czy może betonowej piwnicy. I tam na schodach prowadzących w dół, został przez jednego z towarzyszących mu ludzi zastrzelony z pistoletu. Strzałem w tył głowy. Tak to wtedy robili. Strzał usłyszeliśmy wszyscy. Zaraz potem przeprowadzono następnego, potem kolejnego i kolejnego. Major "Łupaszko" był chyba trzeci.
Ciała zabrano natychmiast i nie wiem co nimi zrobiono. My w celi uklękliśmy i odmówiliśmy za ich dusze modlitwę.”
Tak zapamiętałem relację jednego z więźniów przetrzymywanych w tzw. dużej celi śmierci razem z Wilnianami. Staliśmy w tej samej celi (dziś tam jest więzienna biblioteka), patrzyliśmy przez te samo okno. Była to już wolna Polska. A dyrektor więzienia na Mokotowie słuchał tego z równym wzruszeniem jak i ja.
Major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko” został zamordowany o 20.15, jako ostatni z całej grupy, przez dowódcę plutonu egzekucyjnego (jednoosobowego) Aleksandra Dreja. Możliwe iż egzekucji przyglądali się Naczelnik Więzienia Alojzy Grabicki, prokurator ppłk Jakub Lubawski oraz lekarz dr Kazimierz Jezierski. Mogli być, bo zabijano kogoś wyjątkowego. Było też zapewne kilku strażników, pilnujących porządku.
Ciała wywieziono i możliwe iż pochowano w bezimiennych mogiłach na Służewcu. Ale tego chyba już się nigdy nie dowiemy.
Byłem wczoraj w Warszawie. Było zimno ale słonecznie. Był chyba podobny dzień jak 54 lata temu. Więzienie wyglądało równie ponuro a po ulicach chodzili podobnie jak wtedy ludzie, nie mający pojęcia kto zginął.
Dziękuję Ci bardzo Tomku, że pamiętałeś.
|