A mnie niedawno spotkała taka historia:
Monetki zawsze wrzucam do torebki śniadaniówki w plecaku. W końcu skończyły mi się, to kupiłem nowe. Ale oczywiście zapomniałem je do plecaka włożyć, a zorientowałem się już w pociągu. Dojeżdżam na miejsce, wysiadam i szukam jakiegoś sklepu. Pola fajne, sklep tylko jeden. Jeśli mam gdzieś ustrzelić torebki, to tylko tam. Wchodzę i:
- Dzień dobry, czy ma pani torebki śniadaniówki? - Nie mam.
Ale widze, że za nią wiszą takie zwykłe torebki jak na małe zakupy.
- A czy mógłbym prosić taką jedną torebkę? - NIE.
Stnąłem jak wryty. Zgłupiałem. Nowa chytra baba czy co?
- Ale... dlaczego? - Bo kiedyś też taki jeden przyszedł tutaj i prosił o torebkę a potem mówili, że w krzakach siedział i klej wąchał. - Proszę pani, czy ja wyglądam jakbym...
i tutaj zorientowałem się, że poprzedniego dnia poszedłem spać bardzo późno a tego wstałem bardzo wcześnie, co u mnie skutkuje bladością i ogólnie nieciekawym wyglądem. No i wyszło coś takiego:
- Proszę pani, czy ja wyglądam jakbym... ech... nieważne.
No i pat, bo torebkę muszę mieć, a baba wydać nie chce. Ostatnie podejście:
- Proszę pani, ale ja naprawdę potrzebuję tej torebki.
Przy czym prawie zawsze gdy mówię, że czegoś naprawdę potrzebuję to mam standardowy gest - wyciągam ręce do przodu, otwarte dłonie wnętrzem do góry i lekko nimi potrząsam góra-dół. Kobieta popatrzyła zniesmaczona, zdarła jedną torebkę i dała. Podziękowałem i wyszedłem.
Do dziś myślę, że była totalnie przekonana, że wziąłem ją by wąchać klej. W końcu sam dałem jej powody aby tak uważać. Myślałem, czy by potem nie zajrzeć w drodze powrotnej i nie pokazać po co była ta torebka, ale już nie chciałem się zdradzać z prawdziwym powodem przyjazdu w to miejsce. Od teraz będę omijać ten sklep ;]
|