Zdzisław Badocha przyszedł na świat 23 marca 1923 roku w Dąbrowie Górniczej w Zagłębiu Dąbrowskim, w rodzinie podoficera KOP-u, prawdopodobnie jeszcze tutaj w Zagłębiu na świat przyszła Jego młodsza siostra Basia (1925 ?) w związku ze służbą ojca i obowiązkami z niej wynikającymi całą rodziną przenieśli sie na Wileńszczyznę do Nowo-Świeciań. Tak w dziejach rodziny Badochów rozpoczał się etap zwiazany z życiem na kresach, pozostała cześć rodziny od strony matki oraz ojca pozostała w Zagłebiu. Młody Badocha uczęszczał do gimnazjum im.Marszałka Piłsudskiego w Świecianach, skąd kolejką zwaną "kukszą" wraz z kolegami dojeżdzał z Nowo-Święcian, a i towarzystwo w wagonikach było nieprzeciętne, gdyż tak się akurat składa że ogromna częśc wychowanków Święciańskiego gimnazjum to pózniejszy konspiratorzy i organizatorzy oporu przeciwko na poczatku okupacji sowiecko-litewskiej, następnie niemieckiej i pózniej z kolei najtragiczniejszemu epizodowi- komunistycznemu zniewoleniu, wśród kolegów z jednego wagonkiu należy wspomnąć pózniejsze "legendy" konspiracji, pana Henryka Kiwinskiego "Kim" -a, Stanisława Szostaka "Jadzin"-a. Młody Badocha zaangażowany był w działalność harcerską przy Hufcu Święciany, prowadzonym przez Maciusowicza (nazw), szkolnymi nauczycielami w bardzo wielu wypadkach byli uczestnicy wojny polsko-bolszewickiej z 1920 jak choćby dyrektor świeciańskiego gimnazjum Władysław Luro (po wkroczeniu A.Cze we wrześniu 1939 roku zdenuncjowany i rozstrzelany) co z pewnością odgrywało role w ksztłtowaniu sylwetki młodych uczniów, pózniejszych organizatorów zbrojnego oporu. W szkole było bardzo wesoło, jeszcze weselej podczas wspólnych podróży kolejką, jak wspomina kolega z lat szkolnych
"wygłupów było do licha i trochę..." Zdzisiek zaś był "...bardzo na serio, patrzył na to lekko z góry" "charakteryzowała go postawa zdyscyplinowana, kojarzył się bardziej z sylwetką kadeta niż ucznia" W gimnazjum był uczniem klasy "b" uczył sie języka niemieckiego.W 1939 roku odbyła sie wspólna wycieczka ze święciańskiego gimnazjum do Wilna. Warto wspomnieć że uczniami Święciańskiego gimnazjum były takze panie "Jachna" oraz "Lala". Pózniejszy okres związany jest już z okupacją, oraz dzialnoiścią najpierw w 23 Osrodku Dywersyjnym i uczestnictwem w sabotażu oraz dywersji na szlakach kolejowych, a nastepnie służbą w 5 Brygadzie Wileńskiej AK. W tragicznych okolicznosciach ginie siostra Zdzisława Badochy- Barbara, z którą był bardzo zżyty, generalnie był bardzo lubiany przez kobiety, w rodzinie niewiele było mężczyzn wiec to dodatkowo determinowało uwielbienie dla nielicznych "rodzynków". Jak wspomina rodzina, był do tego stopnia uwielbiany że gdyby było tylko wiadomo ze przyjechał, to zjechaliby się "na pewno" pisze się oddzielnie - błąd ortograficzny!!! wszyscy. Z rodzinnych zdjęć rysuję się, atmosfera w jakiej był wychowywany, "na pewno" pisze się oddzielnie - błąd ortograficzny!!! nie bez znaczenia była wojskowa służba ojca, która musiala silnie oddziwływać na młodego Badochę, co w pózniejszym okresie ukształtowało charakter wybitnego dowódcy partyzanckiego. Ojciec Zdzisława Roman, po wrzesniu 1939 roku prawdopodobnie dostał się do sowieckiej niewoli, skąd z czasem trafił do korpusu gen.Andrsa i przeszedł cały szlak bojowy, aby po wojnie osiedlić sie w Wlk Brytanii, trudno aktualnie powiedzieć czy miał jakies wiadomości o swoim synu, jesli już to być moze matka która okupację a przynajmniej jej częśc spędziła na Wileńszczyznie. Z zamiarem odwiedzenia rodziny i spotkania się z matką przyjechał do Zagłębia "na pewno" pisze się oddzielnie - błąd ortograficzny!!! na przełomie września i pazdziernika 1945 juz po rozwiązaniu Brygady na białostoczyznie, przybyl wówczas z "Zeusem" "Szpagatem" i "Lufą" przebywali na tym terenie około 1 miesiąca, należy sądzić że nie tylko z uwagi na chęć odwiedzeinia rodziny z którą przebywał sam tylko przez dwa dni, być może przyjechał tu wraz z kolegami w "interesach". Z matką tutaj się jednak nie spotkał, gdyż Ta nie powróciła jeszcze z wojennej zawieruchy. Spędził jedną noc u rodziny, odwiedził wszystkie swoje siostry, jak wspomina Jego kuzynka "przyniosłam mu wówczas koziego mleka powiedział że bardzo lubi" Mieli swiadomośc że jest On członkiem jakiejś konspiracji jednak "Żelazny" nie chciał nic powiedzieć miał wówczas powiedzieć "że aktualnie nic nie mogę wam powiedzieć, przyjdzie taki czas że dowiecie się wszystkiego, zostawiam wam kilka zdjęć,a teraz proszę was, ukryjcie je tylko głęboko..." i faktycznie przez całe lata były ukrywane i nie ujrzały światła dziennego. Po nocy u rodziny, "Żelazny" pozwolił się odprowadzić tylko do pewnego momentu, pózniej stanowczo poprosił, aby go dalej nie odprowadzano gdyż "jest umówiony" Czy wówczas faktycznie opuszczał Zagłębie, trudno w tej chwili powiedzieć. Ostatnim sygnałem jaki otrzymała rodzina była wysłana z Malborka kartka pocztowa. Matka "Żelaznego" w latach 50-tych wyjechała do męża do Wlk Brytanii, na tą chwilę trudno powiedzieć jakie mięli wieści o losie swojego syna, "na pewno" pisze się oddzielnie - błąd ortograficzny!!! ojciec poszukiwał go poprzez PCK. Żyjąca rodzina o losach "Żelaznego" dowiedziała się w latach 70-tych. Tak to się złożyło że rodzice, przeżyli własne dzieci.
Cześć ich pamięci!!
|